Klasyczne transformatory sieciowe stanowiły kiedyś istotną część każdego odbiornika radiowego czy telewizyjnego. Duże, ciężkie – „zło konieczne” - zapewniały odpowiednie napięcie żarzenia lamp, napięcia anodowe czy zasilania tranzystorów. Dodatkowo, zapewniały dopasowanie impedancyjne stopni wyjściowych wzmacniaczy lampowych czy opartych na tranzystorach germanowych (duża impedancja obwodów, a mała głośnika). Ich zaletą była duża odporność na chwilowe skoki napięć czy przeciążenia, izolacja galwaniczna obwodów i niska w stosunku do cen półprzewodników cena. Wadą: nieelastyczność (przekładnia, ilość odczepów ustalona w procesie produkcji).
Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach siedemdziesiątych: tanie i sprawne półprzewodniki wyparły transformatory z większości aplikacji. Wtedy przetwornice impulsowe zaczęły królować w układach zasilania i rządzą niepodzielnie do dziś, choćby w ładowarkach do smartfonów. A pamiętacie pierwszą ładowarkę do Nokia 3210?
Transformatory sieciowe są nadal chętnie stosowane w układach takich jak sterowniki centralnego ogrzewania, gdzie prostota i pewność działania ma znaczenie – podobnie jak kwestie kompatybilności EMC (technika impulsowa ma z nimi problemy). Szczególną popularność mają transformatory zalewane próżniowo, jako bardziej odporne na wibracje i uderzenia. Na życzenie, możliwe jest wbudowanie prostego zabezpieczenia przeciwzwarciowego. Co więcej: realne jest wykonanie transformatora o dowolnej przekładni napięciowej i ilości odczepów. Dostępne są też „zielone” produkty oznaczone jako ErP P0 < 0,4 W – o niskim zużyciu mocy w stanie jałowym. Jeśli dodać do tego doskonałą cenę… nic dziwnego, że cieszą się dużą popularnością…
Popyt dowodzi, że w roku 2019 transformatory nie są złem koniecznym, ale … towarem pożądanym. Jak zamówić element „wykonany na miarę”? Napisz do nas na powersolutions@jm.pl a my dobierzemy dla Ciebie odpowiedni element.